W pierwszym składzie Arki na mecz 12. kolejki Ekstraklasy zabrakło Luki Zarandii, który wrócił ze zgrupowania reprezentacji Gruzji z niegroźną kontuzją, oraz Luki Maricia – Chorwat wciąż odczuwa skutki urazu z meczu z Zagłębiem Lubin. Zastąpili ich debiutujący w wyjściowej jedenastce 17-letni Mateusz Młyński oraz debiutujący w Ekstraklasie Christian Maghoma.

Przez pierwsze pół godziny na boisku działo się niewiele. W 15. minucie Adam Deja znakomicie podał górą do pędzącego w stronę bramki Słowika Michała Janoty, ten wygrał pojedynek biegowy z Broziem i wyszedł niemal sam na sam z bramkarzem gospodarzy, jednak chciał jeszcze przełożyć piłkę na lewą nogę, przez co uprzedził go prawy obrońca wrocławian. Dwie minuty później znów widoczny był Deja, ale tym razem z tej negatywnej strony – defensywny pomocnik Arki stracił piłkę, na szczęście strzał Picha udało się Arkowcom zablokować. W 27. minucie Christian Maghoma popełnił duży błąd kiksując w naszym polu karnym, ale zanim stojący za jego plecami Robak zorientował się, co się dzieje, futbolówka była już w rękawicach Pavelsa Steinborsa. Siedem minut później powinno być 1:0 dla Arki. Żółto-Niebiescy przeprowadzili kapitalną akcję zakończoną idealnie wypieszczonym dośrodkowaniem Marciniaka wprost na głowę wbiegającego w szesnastkę Jankowskiego i dynamicznym strzałem ,,Jankesa” w światło bramki. Słowik w sobie tylko znany sposób wyciągnął to uderzenie. W 39. minucie meczu Mateusz Młyński wprawił stadion we Wrocławiu w osłupienie. Deja wypuścił w uliczkę 17-letniego prawoskrzydłowego, a ten zabawił się z Cotrą i Gollą ogrywając ich jak dzieci, wyszedł sam na sam ze Słowikiem i z ostrego kąta umieścił piłkę w krótkim rogu bramki Śląska. Cudowna akcja debiutanta w pierwszym składzie Arki – niesamowite show młodego pomocnika dało gdynianom prowadzenie. Młyński zapisał się w historii naszej ligi – to pierwszy zawodnik urodzony w XXI w., który strzelił bramkę w Ekstraklasie. Niestety, po strzelonym golu Żółto-Niebiescy bardzo głęboko cofnęli się do własnej strefy obronnej, co musiało się źle skończyć. W 43. minucie po dośrodkowaniu z lewej strony boiska piłka trafiła stojącego we własnym polu karnym Damiana Zbozienia w bark. Sędzia Raczkowski zdecydował się na skorzystanie z VAR i po obejrzeniu tej sytuacji na monitorze podyktował dyskusyjny rzut karny dla gospodarzy. Do piłki ustawionej na wapnie podszedł Marcin Robak i pewnie egzekwował jedenastkę – futbolówka znalazła się w lewym rogu bramki Steinborsa, Łotysz w prawym. Do przerwy mieliśmy zatem remis 1:1.

Druga połowa zaczęła się doskonale dla Arki. W 48. minucie co prawda najpierw mocno zakotłowało się pod bramką Steinborsa, ale gdynianie wyprowadzili kontrę, Nalepa zanotował świetne prostopadłe podanie do wbiegającego w pole karne Śląska Kolewa, Bułgar przełożył obrońcę gospodarzy, a następnie dograł idealnie do stojącego samotnie przed bramką Słowika Jankowskiego, ten doskonale skleił piłkę, po czym mierzonym strzałem z kilku metrów zapakował ją do siatki. Wynik meczu zmienił się na 2:1 dla Arki, a dla ,,Jankesa” to czwarty gol w ostatnich trzech meczach! W 67. minucie Kolew oddał dobre uderzenie na bramkę Śląska sprzed pola karnego, ale golkiper wrocławian zdołał sparować piłkę na rzut rożny. Trzy minuty później mogło nastąpić de ja vu z drugiego gola dla Arki, znów kontrę wyprowadzał Nalepa i jednym prostopadłym podaniem mógł wypuścić kolegę sam na sam, ale tym razem ,,Popo” zbyt daleko wypuścił sobie futbolówkę i stracił ją. W 77. minucie powinno być 3:1. Janota doszedł do piłki na wysokości szesnastki Śląska, wyśmienitym podaniem no look pass obsłużył obiegającego go Kolewa, ale najpierw strzał Bułgara w krótki róg odbił Słowik, a po chwili ponawiający akcję napastnik Arki źle dośrodkował przed bramkę, gdzie Siemaszko czekał już na dostawienie nogi i posłanie piłki do ,,pustaka”. W 86. minucie do głosu doszli gospodarze. Wrzutkę Ahmadzadeha  kończył strzałem głową Pich, ale na posterunku był Steinbors. Minutę później łotewski golkiper poradził sobie z uderzeniem Gąski, a po chwili zażegnał niebezpieczeństwo pod bramką Arki pewnym wyjściem z niej. W drugiej minucie doliczonego czasu gry Janota kapitalnie znalazł osamotnionego pod bramką Śląska Kolewa, ale Bułgar zamiast przyjąć piłkę i spokojnie zamknąć mecz, strzelił niecelnie głową. W ostatniej akcji meczu gospodarze reklamowali sędziemu Raczkowskiemu faul Adama Marciniaka we własnym polu karnym, ale arbiter z Warszawy nie dał się nabrać na insynuacje wrocławian.

Arka zagrała kolejne bardzo dobre spotkanie i wygrała zasłużenie. W ostatnich pięciu meczach (wliczając Puchar Polski) zanotowała cztery zwycięstwa i remis na boisku mistrza Polski. Podopieczni Zbigniewa Smółki z meczu na mecz grają lepiej, prezentują coraz większą dojrzałość i kulturę gry. Dzisiaj w poczynaniach Żółto-Niebieskich było widać przede wszystkim mądrość, rozsądek i chłodną głowę. Działania ofensywne były przemyślane, a w defensywie udało się wyeliminować głupie błędy. Do tego Michałowi Janocie udało się uniknąć czwartej żółtej kartki, dzięki czemu będzie mógł zagrać w derbach Trójmiasta – podobnie, jak oszczędzany dzisiaj ze względu na drobny uraz Luka Zarandia. Wszystko idzie w dobrym kierunku, ale najważniejsze dopiero przed nami – konkretnie za tydzień. Piłkarze potrzebują teraz przede wszystkim koncentracji i dalszej pokornej pracy, bez podpalania się. Jeśli uda im się spełnić te założenia i zagrać na poziomie z ostatnich spotkań, na pewno nie stanie im się krzywda. Liczymy na powtórkę w Gdańsku.

 

Śląsk Wrocław – Arka Gdynia 1:2 (1:1).

Bramki: Robak 45’(k.) – Młyński 39’, Jankowski 48’

Śląsk: Słowik – Broź, Celeban, Golla, Cotra – Pich, Augusto, Chrapek (64’ Ahmadzadeh), Pałaszewski (75’ Radecki), Cholewiak (74’ Gąska) – Robak.

Arka: Steinbors – Zbozień (74’ Socha), Helstrup, Maghoma, Marciniak – Młyński (59’ Siemaszko), Deja, Nalepa (81’ Siemaszko), Janota, Jankowski – Kolew.

Żółte kartki: Augusto, Broź, Pich – Młyński.

Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).

Frekwencja: 9195.