Początek ruchu kibicowskiego w Gdyni, to okres, w którym podobne grupy powstawały w innych miastach, czyli pierwsza połowa lat siedemdziesiątych. Tak, więc ówcześni drugoligowcy stanowili jedną z pierwszych ekip fanatyków. Dotychczas za największy wyjazd w historii gdyńskich hools uznawany jest mecz finałowy pucharu Polski, który się odbył 1 maja 1979 roku w Lublinie na stadionie Motoru. Po latach sami gdynianie twierdzą, że wówczas było ich 6 - 8 tysięcy, jednak patrząc z boku i dystansu zdawało się ich być około 4 tysięcy. Ale i tak był to najazd na niemających wówczas w ogóle styczności z piłkarskimi kibicami mieszkańców Lublina. Gdy Arka w 1982 roku spadła z 1 ligi, zaczeła się pałętać po 2-3 ligowych boiskach górka, miejsce dla najbardziej fanatycznych arkowców zaczęło pustoszeć. We wrześniu 1992 roku stało się jednak coś, co zaszokowało nawet najstarszych i najzagorzalszych arkowców. W meczu derbowym z gdańską Lechią, na stadionie przy ul. Traugutta we Wrzeszczu zameldowało się około 2,5 tysiąca szalikowców Arki. Co prawda wynik 3:0 dla Lechii mógł podłamać przyjezdnych, ale żółto-niebiescy bawili się jakby wygrywali co najmniej z Barceloną. Nie zważając na rezultat śpiewali, skakali. Wyglądali na znacznie lepiej zorganizowanych niż gospodarze. Gdańszczan podratował wynik, oraz to, że było ich jeszcze więcej niż arkowców. Od tej chwili, a były to pierwsze od dziesięciu lat derby, spotkania obu tych ekip stały się nieodzownym elementem spotkań drugoligowej, wybrzeżowej piłki. Od tego momentu Arka już na stałe zaczęła funkcjonować w kibicowskiej wyobraźni jako klub mocny. Latem 93 zaraz po spadku z pierwszej ligi Śląsk melduje się w Gdyni. Wrocławianie wraz z Lechitą prowadzeni na stadion Arki. Jacyś zabłąkani arkowcy niespodziewanie dla przybyszów, ale i dla siebie nadziewają się na ostatki tej grupy pod kasami. Drobna bieganina. Zdezorientowani policjanci, którzy zostali jeszcze na zewnątrz, nie wiedzą, o co chodzi. Arkowcy - jak nakazuje rozsądek - zrywają się. Jest ich o wiele za mało. Ot drobna szarpanina, która z uwagi na dużą dysproporcję sił nie mogła być wyrównana. Na meczu mala zadyma, szybko zakończona. Po meczu 500 osób wraca na dworzec tą samą drogą. Ostatnich i mocno pijanych pozbyła szalików mała grupka Arki, która wyrwała się z otoczonej przez policje górki. Wiosną rewanż. Arka zrobiła specjalną akcję polegającą na plakatowaniu miasta, rozrzucaniu ulotek o treści: "Jedź na mecz do Wrocławia. Przyjdź z kolegą". Pierwsze donosy o ilości arkowców brzmią jak zwiastun inwazji. W sumie arkowców pojawiło się we Wrocławiu na meczu około 350. Zaczyna się jesień 94. Arka po trzech kolejkach znajduje się bardzo wysoko w tabeli I ligi i znów zajeżdża na Oporowską. Tym razem gości jest jakieś 7-8 dyszek. W pewnym momencie kilkunastu gdynian staje plecami do boiska, opuszcza spodnie wypinając jednocześnie w kierunku sektora gospodarzy gołe dupska. Bliżej domu Arka w tamtym czasie wyglądała znacznie bardziej okazale. W Toruniu (jesienią 93 roku) żółto-niebiescy nabroili tak, że do pacyfikacji potrzebne były specjalne oddziały grup antyterrorystycznych. Podczas sezonu 94/95 obili przed kasami Bałtyku wspólną grupę kibiców Wisły i Lechici. Do roku 95 Arka to druga liga piłkarska. Choć w lidze chuliganów na pewno ekstraklasa. Wtedy jeszcze dalsza pozycja. Największe mobilizacje gdynianie przeżywali podczas spotkań derbowych z Lechią. To symboliczna walka o prymat w Trójmieście. Bodaj najwięcej nabroiła Arka we Wronkach. Zajechało tam kilku dziesięciu arkowców i najpierw pogonili kiboli Lecha (młodzieżowców) i Amiki (na meczach u siebie tacy istnieją, choć jeszcze młodsi od młodzieżowców Lecha), a następnie po przegonieniu przeciwników, zwarli się z porządkowymi. Porządkowi nie stanowili problemu dla żółto-niebieskich, także miejscowa policja musiała drzeć zelówki przed arkowcami. Następnie do akcji weszli wezwani na okoliczność zamieszek strażacy z Wronek. Ci zlali kibiców wodą. Wówczas akowcy się wkurzyli doszczętnie i połamali wszystkie ławki. W lutym 95 kibice Arki zorganizowali turniej, w którym uczestniczyli tylko fanatycy klubów piłkarskich z całej Polski. Choć było wiele obaw o spokój, udało się przeprowadzić całą imprezę w spokoju. Razem bawili się kibice takich klubów jak: Lech, Legia, Lechia, Śląsk czy Pogoń. Na tym turnieju doszło do porozumienia, w sprawie rozejmu na mecze reprezentacji. Dopiero na samym końcu imprezy nastąpiła przepychanka z psami, którzy nie mieli wstepu do hali, ale cały czas czatowali w okolicy. Zdemolowana nyska i paru zatrzymanych kolesi, oto jej finał. Lali się wszyscy obecni na zakończeniu imprezy. Legia, Lechia, Arka, Śląsk, Lech i kto tam jeszcze był. Później nadeszła piłkarska wiosna i mecz Arka - Śląsk. Jak zwykle W Gdyni zameldowało się więcej Lechii niż wrocławian. Arka zaprezentowała się dość okazale. W przerwie meczu zerwali przyjezdnym flagę Z płotu. Gdyby nie błyskawiczna reakcja kilkunastu kolesi, flaga by sobie pobiegła. Walka na murawie nie trwała długo, psy pozgarniały kogo się dało. Na meczach reprezantacji Cracovia nie przestrzega rozejmu na kadre, Legia przebogatego Pogonią chcą ich poobijać, jednak Arka pomaga ziomką spod Wawelu. Rozejm praktycznie już nie istnieje. Z przebogatego w akcenty chuligańskie sezonu były dla Arki trzy wydarzenia. Po pierwsze trzecioligowe derby z Lechią. Co prawda Lechia to w tym okresie głównie ekstraklasa (po fuzji z Olimpią), ale na ten mecz do Gdyni wyprawiło się jakieś 200-250 osób W znakomitej większości młodzieżowców, ze starej ekipy towarzystwo mogło się liczyć na palcach. Gospodarze obrzucali się z przyjezdnymi kamieniami na stadionie, a następnie obtłukiwali się z policją Poradzili sobie z nimi dopiero antyterrorysci, przeganiając przez Górkę do tego stopnia, ze towarzystwo zrywało się do lasu za płotem. Po meczach Lechu w pierwszej lidze arkowcy urządzają sobie polowania na zabłąkanych kibiców biało-zielonych. Jeżdżą samochodem (samochodami?) po Gdańsku i obijają zauważonych fanów Lechii. Podobny numer arkowcy zmajstrowali w Warszawie podczas meczu Legia - Śląsk. Na kwadrans przed zakończeniem tego spotkania podjechały pod stadion na Łazienkowskiej dwa (?) auta, z których wypadło paru gdynian i obiło stojących pod płotem legionistow Nie zaczepiali młodzieżowców, lecz atakowali największych. Taka przynajmniej była warszawska wersja wydarzeń. Wilczek z Gdyni twierdzi, że do Warszawy pojechało około 15 osób, które wcześniej zahaczyły o mecz Motor - Cracovia . Arkowcy chodzili pod stadionem a nawet po obiekcie, w okolicy żylety w grupach 5 - 8 osobowych i lali kogo się dało, wybierając największych i najstarszych. Ostatnim akordem roku dla żółto-niebieskich była wyjazdowa sesja kibiców gdyńskich podczas meczu Lech - Legia w Poznaniu. Zajechało ich kilkudziesięciu i usilnie dążyli do zwarcia z warszawiakami. W chwili, legionistów było na sektorze tylko około dwudziestki, o mały włos się udało. Gdyby nie policja, mogło się wiele wydarzyć. Czy chcieli zrobić okazji zgodę z poznaniakami? Trudno ocenić, W każdym bądź razie są przez mieszkańców grodu Przemysława tolerowani, choć do zawarcia przyjaźni nie doszło. Choć piłkarze Arki Gdynia to w końcówce roku 95 futbolowa prowincja, nawet zastanawiano się nad likwidacją klubu, to kibice tej drużyny stanowią ekstraklasę Ligi Chuliganów.