My kibice piłkarscy mamy w naszym kraju wyjątkowo silną wolę i nerwy potrafimy trzymać na wodzy – ale ile można? Ile razy po porażce krzyczeliśmy „nic się nie stało”, ile razy po porażce wściekli wracaliśmy do domu i tam Bogu ducha winna rodzina musiała znosić naszą złość? Zawsze jednak przechodziło i po dwóch tygodniach z uśmiechem na twarzy wracaliśmy na stadion z wiarą w zwycięstwo. W międzyczasie wielu z nas przemierzało całą Polskę, licząc, że na obcym terenie przyjdzie im świętować długo wyczekiwany sukces.
Niestety podobne humory musimy znosić i my kibice gdyńskiej Arki. Są oczywiście tacy, którzy mieli to szczęście uczestniczyć w największym sukcesie jaki do tej pory był udziałem Arki, czyli zdobycie Pucharu Polski w 1979r i gra Arki w europejskich pucharach. A  co nam, młodszym kibicom, pozostało?

 

Koniec lat 80 – tych to najgorszy okres w dziejach klubu i  bliski spadek do 4 ligi, w której pierwsza drużyna nigdy przedtem nie grała. Przyszły dla jednych chude, dla innych tłuste lata 90–te. Piłkarsko Arka nie była w czołówce nawet drugiej ligi, za to kibicowsko na pewno ekstraklasa, śmiem powiedzieć Liga Mistrzów! Pomimo tego drużyna grała słabo by w końcu spaść do trzeciej ligi. Ile to obietnic się wtedy nasłuchaliśmy o nowym stadionie na Polance Redłowskiej, podgrzewanej murawie czy jupiterach, człowiek ślepo w to wierzył, pomimo że takich udogodnień nie miały kluby grające w najwyższej klasie rozgrywkowej. I tak z  wiarą w lepsze jutro chodziliśmy na Arkę oglądać mecze z Piastem Człuchów, Kasztelanem Papowo czy drużyną Mień Lipno.
Doczekaliśmy się w końcu lepszych czasów, w których pojawiła się szansa, że Arka wypłynie na szersze wody i trzecioligowy marazm się w końcu skończy. Przyszedł nowy właściciel klubu, który wypromował nasz klub i doprowadził do tego, że po 23 latach doczekaliśmy awansu do ekstraklasy.
Niestety najgorszym kosztem jaki był możliwy, czyli utratą naszego domu jakim był stadionie przy Ejsmonda. Już na nowych obiektach odwiecznego rywala doczekujemy się upragnionego awansu do ekstraklasy. W końcu, nareszcie się udało krzyczeliśmy, a radości końca nie było… do czasu jak wyszło na jaw, że nie tak do końca uczciwie awansowaliśmy. Trudno, trzeba było ponieść karę i  zrzucono nas zasłużenie z ligi.
A człowiek jak małe dziecko się cieszył, że w  końcu mamy drużynę, która uczciwie uzyska awans i będzie już tylko lepiej. Od nowa drugie podejście, jeszcze lepsza, jeszcze silniejsza wydawałoby się Arka z nazwiskami w składzie, za którymi kilka lat wcześniej nie jeden młody kibic biegał z kartką po autograf. I cóż z  tego jak nie potrafiliśmy takim dream teamem poradzić sobie z takimi wirtuozami futbolu jak Znicz Pruszków, Kmita Zabierzów czy Pelikan Łowicz.
Co się k… dzieje z tą Arką? Kiedy będzie normalny spokojny sezon - pytali kibice.
Ale udało się: ledwo ledwo, ale awans był. Wielu odetchnęło, początki fajne, wyniki dobre, ale znów tylko na jesień. Najlepszy trener ligowy okazał się wcale nie taki najlepszy bo na wiosnę  znowu walka… o utrzymanie.
I tak piłkarze serwują nam co roku hit pt. ”odwróć tabelę, zobaczysz Arkę na czele”.
Wielu powtarza, można przegrać, ale niech chłopaki zostawią zdrowie na boisku, tymczasem tego jakby wciąż nie widać. Przypomina się Ejsmonda, gdy przyjechał GKS Katowice w  Pucharze Polski, Arka rozjechała ich jak juniorów 3:1, podobnie niestety jak ostatnio rozjechał nas 3:0 Ruch na Narodowym Stadionie Rugby. Początek wiosny, choć wyjątkowo w zimowej aurze, niezbyt udany, przychodzi mecz w Krakowie z Wisłą i ku zdziwieniu całej piłkarskiej Polski wygrywamy. O skali porażek, jakie w ostatnich latach odniosła Arka świadczy najlepiej fakt, że wielu z nas triumf nad Wisłą świętowało jak wygrane derby, rozmowom nie było końca, dawno tyle optymizmu nie było wśród nas. Niestety, mija zaledwie 9 dni i jesteśmy sprowadzeni na ziemię najbrutalniej jak się da. Arka - Zagłębie 0:2 i znów tylko punkt przewagi nad strefą spadkową.

 

Czasy teraźniejsze, sezon 2009/2010 może tym razem będzie spokojnie? Nic z  tego. Znowu walka o utrzymanie na wiosnę, mecze Arki „tylko” przy 3 tysięcznej publiczności, wysokie ceny biletów. Jak mówią coś za coś – ale my czekamy i czekamy i polepszenia choćby gry nie widać, bo chociaż najstarsi kibice doczekali budowy nowoczesnego stadionu - ale i tu można by ponarzekać (słupy, pojemność, krzesełka) - już tacy jesteśmy malkontenci. Kibic to bardzo wymagający klient w przedstawieniu pt.”mecz piłkarski”. Ale co tam, pozostaje nam wiara w lepsze jutro, że w lidze jednak się utrzymamy, a  na nowym stadionie, już na wiosnę 2011 roku, nie będziemy oglądali drużyn pierwszoligowych pokroju Dolcana Ząbki czy MKS Kluczbork przy 4 tysięcznej widowni na 15 tysięcznym stadionie. Pozostaje wiara, że doczekamy się jak nasi ojcowie i dziadkowie Arki w euro-pucharach, a przede wszystkim sezonu bez nerwów, takiego w którym będziemy interesować się ile punktów nam brakuje do miejsca premiowanego grą w pucharach, a nie czy starczy nam punktów do utrzymania sie w lidze. Czekamy na potwierdzenie przez piłkarzy słów "Arkowcem się nie bywa, Arkowcem się jest."
Tego wszystkiego życzę Wam i sobie. Podobno średnia życia na świecie to 75 lat, w Polsce 65 lat – ciekawe jaką średnią życia mają kibice Arki poczęstowani taką dawką emocji z sezonu na sezon?