Czuję się dziwnie, patrząc na pomysłowe akcje Szwocha, Marcusa czy Formelli. Czuję się nieswojo, czytając w nagłówku na naszej stronie takie słowo jak "efektowny". Oglądanie meczów Arki w ostatnich latach to było zajęcie zahaczające o masochizm, a już na pewno, i przyzna to każdy kibic, szkodliwe dla zdrowia i naszych nerwów. Każda kolejna relacja, każdy kolejny tekst wzbogacał słownik pojęć negatywnych bardziej niż powieści Charlesa Bukowskiego. No, z tym wyjątkiem, że nam nie wypada przeklinać. Wiadomo, kibice nie mają w tym kraju łatwo i trzeba uważać na słowa. Stąd cisnące się na usta palce „kurwa, co ten Pruchnik odpierdala” (sorry, że znów padło na niego, ale jego gra jesienią była momentami ekstremalnie irytująca) należy sparafrazować na coś w stylu „niestety Pruchnik nie ma dziś najlepszego dnia”. To naprawdę bywa wyczerpujące.

Tak samo jak relacjonowanie na żywo meczów Arki. Szczerze podziwiam kolegę, który te relacje prowadzi. Często jak czytam je następnego dnia to mam wrażenie, że byłem na innym meczu. Emocje – słowo klucz. To czego zwykle brakuje na boisku, on jakimś cudem wplata w te relacje i nagle wydaje mi się, że faktycznie strzał był co minutę, a dynamiczne spięcie przy linii bocznej co dwie. I jeżeli on mówi, że pomiędzy 60 a 75 minutą naprawdę nie miał o czym pisać to nie znaczy, że akurat poszedł do kibla albo po herbatę. Ale wiecie co? Uważam, że wiosną będzie miał pełne ręce roboty. Serio. Sądzę, że to będzie najlepsza runda Arki od kilku lat. Nie twierdzę, że wygramy 13 z 17 meczów i wrócimy do walki o awans. Na pewno nie. Ale morderstwo na futbolu będzie dokonywane relatywnie rzadziej.

Wymagania kibica i trenera są z reguły sprzeczne. Trenerzy żądają realizacji założeń taktycznych, żelaznej dyscypliny, na przedmeczowych odprawach katują przeważnie temat stałych fragmentów i uczulają na Kowalczyka albo innego Aleksandra. My z kolei żądamy (płacimy, więc wolno nam) bramek, strzałów, emocji. Absolutne minimum to walka od pierwszej do ostatniej minuty. Grając w Football Managera zawsze nastawiam zespół ofensywnie. Wygrana 5:2 czy nawet 4:3 cieszy mnie znacznie bardziej niż skromne 1:0 czy 2:1. Uważam, że jeżeli zespół się nastawia „na nie” to podświadomie obniża się jego wartość. Jeżeli wystawia się jak Petr Nemec w meczu z Flotą Świnoujście trzech ofensywnych piłkarzy to aż się prosi o 0:1 po jakiejś głupiej kontrze albo stałym fragmencie. No i Arka się doprosiła. Nie raz.

Paweł Sikora ma zupełnie inną filozofię budowania drużyny, bardziej metodyczną, analityczną. Przypomnę to, co napisaliśmy na początku grudnia: „trener Sikora wie, że jeżeli będzie grał pasywnie, dosłownie i w przenośni, nikt nie przedłuży z nim kończącego się w czerwcu kontraktu. Żeby się utrzymać, musi być jak Polak wyjeżdżający grać do Bundesligi - dwa razy lepszy od N(i)emca”. I, cóż, po dwóch miesiącach ten tekst zyskał na aktualności. Nie mogłem być na sparingu z Bytovią, ale w czasie drugiej połowy kolega w trzech słowach zdał mi całą relację – „no chodzi piła”. Krótkie potwierdzenie tego, co wstawiliśmy po meczu z Olimpią na Facebooka. Trener nie testuje w sparingach defensywnego rygla, ale ultra-ofensywne 4-3-3, zmienia kształt tej drużyny, przesuwa środek ciężkości. Analizuje. Widzi, że Szwoch mimo mikrej postury ma świetny odbiór i wyprowadzenie piłki, że Rzuchowski umiejętnie bilansuje grę, a Formella lubi wbiec na szybkości z głębi pola. Nie chcę przypisywać mu Bóg wie jakich zasług, przecież minęły ledwie dwa tygodnie treningów, ale jeżeli pół forum krytykowało go za Grzelaka, to ja... pochwalę za całą resztę.

mazzano