Do Nicei wybieramy się w piątek w 20 osób lotem do Pizy. Tam szybko w wypożyczone auta i pięknym lazurowym wybrzeżem do Nicei. Jesteśmy rozdzieleni na trzy chaty w różnych częściach miasta. Wieczorem na mieście w większych grupach widoczni tylko Irlandczycy. Spotykamy chłopków z Kościerzyny i Wejherowa. Później robimy kilka piwek w jednym z pubów i zawijamy się do apartamentów.

Sobota rano całym składem śmigamy na piękną, choć kamienistą plaże złapać trochę słońca. Zaczyna już być widać grupki kibiców z PL. Z plaży udajemy się na pociąg do Monaco. Naszym celem jest słynne Casino Monte Carlo. Szczęście zbytnio nam nie dopisało. Humory poprawiają nam imponujące auta, jachty i piękne kobiety. Spotykamy delegacje Legii a później Zawiszy. Sobota wieczór spotykamy na głównym placu GKS Katowice. Zbijamy się w grupę dołączając do nich. Po chwili pod fontanną zaczynają się śpiewy wśród rac i próby przesunięcia obecnych Irlandczyków idąc pod ramię tyralierą. Napieramy ale jest ich zbyt wielu. Odchodząc widzimy psiarnie ładującą się w pośpiechu do aut.  Idąc pod największy pub oblegany przez Irlandczyków widzimy typowy „poimprezowy” krajobraz Euro. To tu jakieś 15 min wcześniej zakończyła się ponoć porządna awantura. Ekipa lokalnych hools Nicei zaatakowała Irlandczyków. Obecni w pubie Polacy podłączyli się do zadymy. Wokół wszędzie mnóstwo psów, zawijamy się do mieszkań.

 

W niedziele od rana wszystkim dopisuje humor. Ubrani w okazjonalne na trip koszulki lecimy na miasto. Rozkładamy się pod parasolami przy głównej ekipie Iroli. Przysiadają się chłopaki z Radomiaka. Pijemy piwka i marszem pod autobusy na stadion. Na głównej promenadzie straszny tłok. Nie chcąc czekać, przeskakujemy płoty i wbita do busa przy potężnych gwizdach Irusów. Trasa długa (bo Allianz Riviera leży poza miastem), ale bardzo wesoła. Po wyjściu z busów czekał nas bardzo długi przemarsz pod stadion. Na jednym z zakrętów spotykamy CracovskiJudeGang, a wraz z nimi kilku naszych Emigrantów.

 

Obczajamy bilety, kto gdzie siedzi i dzielimy się na grupy. Najliczniejsi zabierają flagę i tu zaczynają się problemy. Nasza ponad 7 metrowa GDYNIANIE jest według fifa „ponadgabarytowa”. OK. wycofujemy się spod bramki i przerzucamy ją przez płot. Wbiegamy grupą na koronę stadionu i tu już czeka liczniejszy „sportowy skład” psiarni z gazami i teleskopami. Szef ochrony z dołu pruje się non-stop. Żądamy wezwania delegata. Czekamy i znów psiarnia z ochroną chcą nas wypchnąć za bramy. Kolejny nasz podjazd bokiem i zostajemy otoczeni. Niestety musimy odpuścić. Cała grupa psów eskortuje nas do depozytu. Później już wejście idzie nam sprawnie. Wkurwienie sięga zenitu, gdy naszym oczom ukazują się flagi innych klubów i januszy wielkością jak nasze.

Zajmujemy miejsca w sektorze. Okazuje się, że lekko nad nami siedzi ekipa Pojebanych z Lecha, a na dole Gwardia Koszalin. Z załóg w naszym sektorze widoczne jeszcze: Łks&Tychy, Widzew, Stomil. Choć siedzimy w centralnej części sektora za bramką, oprócz kilku zrywów i Hymnu doping średni. Jedynie po bramce szał i kilka minut przebudzenia. Irlandczycy głośno, z solidnym melodyjnym dopingiem przez całe spotkanie. Po ostatnim gwizdku w ich sektorze dalej zabawa trwa mimo niekorzystnego wyniku. Po meczu piątki z przyjaciółmi, znów długa droga do busów i nawrotka do centrum. Część z nas zostaje na mieście opijając zwycięstwo – tu spotykamy najliczniejszą, bo podobnie do naszej około 20 osobową ekipę starszych z Żurlandii. Lekkie picie i chata.

Rano w poniedziałek ogarka, w auta i do Pizy. Tu niektórzy śmigają z bomby na lotnisko załatwić odprawy, a inni zaś szukają baru z szamą na wynos dla wszystkich. Ci ostatni korzystając z okazji meldują się pod krzywą wieżą – kilka fot i zawijka dalej w auta i na samolot. Jedno auto nie odpuszcza i pęka w nim 1,5l whisky. Chyba wszystko z nami było OK, choć byliśmy najgłośniejszą grupą na terminalu to na rewizje załapuje się tylko jeden. W samolocie chcąc pozbyć się „balastu” euro waluty pijemy dalej. Lądowanie w Gdańsku, chwila gadki, piąteczki i rozjazd.

 

Podsumowując – wyjazd mocno relaksacyjny, wręcz wakacyjny, kosztowny i mocno alkoholowo męczący, ale na swój sposób zajebisty!

Słowo prywaty – cytując Kubsona „najlepsze wyjazdy zawdzięczam najlepszej ekipie!” Dzięki!

Ps: Pozdro dla Zgód! Widzimy się „na Ukrainie”!

J.