Arka jechała do Łodzi z nastawieniem na walkę o pełną pulę - w końcu jej rywalem była 11. drużyna w tabeli, w dodatku przeżywająca swoje problemy i zmagająca się z wieloma mankamentami w swojej grze. W kadrze żółto-niebieskich w dalszym ciągu nieobecni byli Arkadiusz Kasperkiewicz, Kamil Mazek i Marcus da Silva, którzy swoim tempem wracają do zdrowia po kontuzjach. Miejsce na ławce po dłuższym czasie zajął Artur Siemaszko. W wyjściowym zestawieniu na szpicy znalazł się Rafał Wolsztyński, który chciał ukłuć swój były klub. Pierwsza jedenastka Arkowców wyglądała zresztą identycznie, jak w Rzeszowie. Enkeleid Dobi zaskoczył posadzeniem na ławce rezerwowych Merveille Fundambu, w miejsce którego na murawie od początku pojawił się Michael Ameyaw. Po kontuzji do podstawowego składu wrócił też Karol Czubak.

Jako pierwsi zaatakowali Widzewiacy. W 4. minucie Robak obsłużył dokładnym podaniem Czubaka, który stał sam przed Kajzerem, ale w doskonałej sytuacji trafił w słupek. W kolejnych minutach Arkowcy blokowali próby Robaka i Możdżenia, a Stępiński oddał fatalny strzał sprzed pola karnego. W 11. minucie odpowiedziała Arka, a w zasadzie Młyński, który uderzył z ostrego kąta, jednak Mleczko interweniował nogą i wybił piłkę za linię końcową. Dwie minuty później okazja żółto-niebieskich była już bardzo klarowna. Żebrowski dośrodkował piłkę z prawego skrzydła wprost na głowę Wolsztyńskiego, ale ten w świetnej sytuacji strzelił w sam środek bramki i golkiper gospodarzy odbił futbolówkę. Niebawem piłka znów znalazła Wolsztyńskiego w polu karnym (tym razem po centrze Letniowskiego z kornera), ale ten tym razem główkował dwa metry nad bramką. W 22. minucie Możdżeń dośrodkował z rzutu rożnego, najwyżej w polu karnym Arki wyskoczył Nowak i mimo asysty trzech (!) piłkarzy Mamrota oddał strzał głową, piłka trafiła w słupek, ale po chwili dopadł do niej Czubak i dobił futbolówkę do siatki z najbliższej odległości. Po kryminale w obronie gdynian gospodarze objęli prowadzenie. W 29. minucie Żebrowski miał przyzwoitą ilość miejsca do strzału z woleja sprzed ,,szesnastki", ale katapultował piłkę na siódme piętro. Pięć minut później wprost musiało być 2:0. Łodzianie zagrali wyborną akcję w trójkącie Ameyaw - Stępiński - Kun, ten ostatni wyłożył futbolówkę jak na tacy Czubakowi na pustą bramkę, jednak młody napastnik Widzewa w sobie tylko wiadomy sposób spudłował i strzelił nad poprzeczką. Podopieczni Mamrota otrzymali bardzo wyraźne ostrzeżenie, jednak miał to być dopiero początek boleści. Próby Możdżenia, Kosakiewicza i Nowaka udało się wyblokować. Plasowany strzał Kuna z 16 m sparował na rzut rożny Kajzer. Po chwili Ameyaw został zostawiony straszliwie sam w polu karnym, jego uderzenie głową leciało wprost pod poprzeczkę bramki, ale bramkarz żółto-niebieskich wybił piłkę na korner. A już w kolejnej akcji Ameyaw znalazł stojącego dwa metry od bramki Kuna, a strzał skrzydłowego gospodarzy nogą obronił Kajzer. Gwizdek kończący pierwszą połowę był dla gdynian wybawieniem. W ostatnim kwadransie tej części gry nie wychodzili z własnego pola karnego, linia obrony istniała tylko teoretycznie, a gdyby nie Daniel Kajzer, Widzew prowadziłby wyraźnie wyżej.

Kolejne 45 minut zaczęło się soczyście. W 47. minucie Danch wrzucił piłkę z autu, Wolsztyński z prawej strony pola karnego ograł dwóch Widzewiaków, a potem dograł precyzyjnie do stojącego 9 m przed bramką Żebrowskiego. Skrzydłowy natychmiast strzelił, a piłka po rykoszecie od Kosakiewicza i odbiciu od słupka wtoczyła się do bramki! Żółto-niebiescy błyskawicznie doprowadzili do remisu i mieli niemal całą połowę na to, by rozstrzygnąć losy meczu na swoją korzyść. Już trzy minuty później gdynianie mogli prowadzić, bo Młyński oddał dobry strzał z narożnika pola karnego, a piłka po rykoszecie sprawiła wiele trudności Mleczce, jednak ostatecznie golkiper łodzian sparował futbolówkę na rzut rożny. Po chwili strzałem sprzed ,,szesnastki" odpowiedział Robak, ale minimalnie chybił. W 55. minucie po prostu musiało być 2:1 dla Arki. Letniowski uderzył sprzed pola karnego, Mleczko wypluł piłkę przed siebie, a dobijający ją Żebrowski z dwóch metrów trafił w leżącego bramkarza! Niebywałe pudło prawoskrzydłowego! A że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić... W 61. minucie Kosakiewicz wrzucił futbolówkę z kornera, Możdżeń strzelił lewą nogą, Kajzer obronił tę próbę, ale wobec dobitki Robaka był już bezradny. Arkowcy stracili drugiego gola w ten sam sposób, co pierwszego - zupełnie gubiąc krycie we własnym polu karnym przy stałym fragmencie gry. Po następnych trzech minutach Widzew mógł podwyższyć prowadzenie, Robak stał oko w oko z bramkarzem żółto-niebieskich, ale Deja powstrzymał napastnika łodzian. Ataki gospodarzy nie ustawały, po chwili strzał Możdżenia z dystansu okazał się minimalnie niecelny. Gdynianie jednak nie rezygnowali. W 68. minucie dośrodkowanie Letniowskiego z rogu znalazło w polu karnym Marcjanika, jednak strzał stopera Arki poleciał wprost do koszyczka stojącego w środku bramki Mleczki. Sześć minut później z 20 m próbował Młyński, ale piłka o centymetry minęła prawy słupek bramki Widzewa. Po kolejnych dwóch minutach Letniowski znalazł w polu karnym Dancha i Wolsztyńskiego, ostatecznie futbolówkę w kierunku bramki gospodarzy skierował ten drugi, ale w zasadzie oddał ją Mleczce. W 78. minucie Kajzer po raz kolejny interweniował po strzale Możdżenia. Na cztery minuty przed końcem szansę z rzutu wolnego z 30 m miał Deja, jednak w jego uderzeniu była właściwie tylko siła i piłka poszybowała w niebiosa. W doliczonym czasie gry Czubak zagrał futbolówkę ręką we własnym polu karnym. Naszym zdaniem Arce należał się rzut karny, jednak gwizdek sędziego Wajdy w tym momencie milczał. Wydał z siebie dźwięk natomiast minutę później - w tym przypadku była to jednak informacja o zakończeniu spotkania.

Arka miała niezłe momenty w swojej grze, ale to, co odstawiała w defensywie, woła o pomstę do nieba. Gra obronna żółto-niebieskich powinna zostać ocenzurowana i puszczana w telewizji dopiero po 22, bo tak kardynalne błędy, jakie popełniali Arkowcy w niedzielę w Łodzi, były przekroczeniem wszelkich norm. Absolutnie nie można tak grać na poziomie I ligi. Nie można zostawiać zawodnikom przeciwnika tyle miejsca we własnym polu karnym, nie można tak łatwo gubić krycia, nie można tak głupio faulować, nie można tak niefrasobliwie rozgrywać, nie można tak odpuszczać pojedynków. Dzisiaj za tragiczne pomyłki podopieczni Mamrota zapłacili punktami. Mamy nadzieję, że wyciągną z tej lekcji wnioski i przyłożą się do trenowania zachowań w defensywie, bo taka postawa, jaka została przez nich zaprezentowana przy al. Piłsudskiego, nie ma prawa się powtarzać, jeśli gdynianie chcą walczyć o czołową szóstkę. W tabeli po 14. kolejce Arka spadła na 5. miejsce, ma na swoim koncie wciąż 24 pkt - tyle samo, co szósta Odra Opole. Do Radomiaka traci jedno oczko, do Górnika Łęczna - 4, do ŁKS-u - 8, a do Niecieczy - 11. W środę o 20:30 żółto-niebiescy podejmą na Stadionie Miejskim Koronę Kielce.


Widzew Łódź - Arka Gdynia 2:1

Bramki: Czubak 22', Robak 61' - Żebrowski 47'

Widzew: Mleczko - Kosakiewicz, Nowak, Grudniewski, Stępiński - Kun (88' Ojamaa), Poczobut, Możdżeń (88' Mucha), Ameyaw (76' Mąka) - Czubak, Robak.

Arka: Kajzer - Danch, Kwiecień, Marcjanik, Marciniak - Żebrowski (69' Siemaszko), Deja, Drewniak (69' Jankowski), Letniowski, Młyński - Wolsztyński.

Żółte kartki: Grudniewski, Kun, Możdżeń - Letniowski, Wolsztyński.

Sędzia: Tomasz Wajda (Żywiec).