Arka jechała do Białegostoku z nastawieniem na walkę o pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie i pierwszą ligową wygraną w stolicy Podlasia w historii. Dawid Szwarga nie zaskoczył wyjściową jedenastką, w której asystentem Edu Espiau w przedniej formacji był od pierwszej minuty Nazarij Rusyn. Z kolei w składzie desygnowanym do boju przez Adriana Siemieńca zabrakło Afimico Pululu - miejsce dochodzącego do pełni sił po urazie Kongijczyka zajął na szpicy Youssuf Sylla. Zamiast spodziewanego w środku pola Leona Flacha pojawił się natomiast Sergio Lozano. Na skrzydłach białostoczan od początku meczu biegali Louka Prip i Oskar Pietuszewski, a w bramce miejsce kontuzjowanego Sławomira Abramowicza zgodnie z przewidywaniami zajął Miłosz Piekutowski.
Gospodarze mogli znaleźć drogę do sieci już w 3. minucie, ale Węglarz fantastycznie zatrzymał na linii strzał Imaza z kilku metrów. Po zakończeniu pierwszego kwadransa Jagiellonia miała rzut wolny 25 m od bramki Węglarza, do piłki podszedł Lozano, a następnie płaskim uderzeniem w lewy róg bramki Arki znalazł drogę do siatki i wyprowadził miejscowych na prowadzenie. Kocyła próbował natychmiast odpowiedzieć, przeprowadził indywidualną akcję na lewym skraju pola karnego i uderzył na bramkę Piekutowskiego, futbolówka zrykoszetowała, jednak golkiper Jagiellonii pilnował swojego krótkiego rogu. W kolejnych minutach Arka nie rezygnowała z prób doprowadzenia do remisu. Najpierw Rusyn głową niewiele się pomylił po dośrodkowaniu Kerka, a potem Niemiec przeniósł futbolówkę nad poprzeczką z 20 m po wycofaniu przez Kocyłę. Po pół godziny gry białostoczanie przeprowadzili składną akcję kończoną strzałem Pietuszewskiego po podaniu Sylli, jednak 17-letni skrzydłowy skierował piłkę trzy metry obok lewego słupka Węglarza. Chwilę później bramkarz żółto-niebieskich znów wyszedł zwycięsko z konfrontacji z Imazem próbującym sfinalizować z 3 m rajd Pietuszewskiego lewą flanką. W kolejnej akcji Lozano uderzył metr nad poprzeczką tuż sprzed szesnastki. W 40. minucie Pelmard popełnił fatalny błąd, dzięki któremu Espiau znalazł się sam przed Piekutowskim na 7. metrze, ale Hiszpan w sobie tylko znany sposób zmarnował tę sytuację, strzelając wprost w bramkarza miejscowych. Pierwszą połowę zakończyło uderzenie Lozano z rzutu wolnego z 20 m nad poprzeczką.
Drugą część gry otworzył niecelny strzał Pripa po indywidualnej akcji Duńczyka w 49. minucie. Osiem minut później było już 2:0 dla Jagiellonii. Imaz kapitalnym prostopadłym podaniem wyprowadził Syllę na czystą pozycję, a Belg ze spokojem poradził sobie z Hermoso i posłał piłkę do siatki obok bezradnego Węglarza. W 66. minucie białostoczanie zadali jeszcze jeden cios. Pressing Flacha na znajdującego się we własnej szesnastce z piłką Pereę doprowadził do zabrania futbolówki Hiszpanowi i stuprocentowej sytuacji Pululu, a Kongijczyk nie miał problemów z finalizacją i piłka momentalnie zatrzepotała w siatce. Po kolejnych czterech minutach Flach próbował wstrzelenia futbolówki z linii końcowej, został zablokowany, ale piłkę zebrał Pululu i zapakował ją pod ladę, podwyższając wynik na 4:0. Po drugiej stronie boiska Zator chciał zaskoczyć Piekutowskiego lobem z 30 m, natomiast golkiper Jagiellonii sparował futbolówkę nad poprzeczkę. Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry Pozo strzelił dwa metry obok prawego słupka Węglarza po kontrataku napędzonym przez Imaza. Do 90 minut sędzia Arys nie doliczał nic, bo nie chciał przedłużać agonii żółto-niebieskich.
Agonii spowodowanej w dużej mierze na własne życzenie. Filozofia piłkarska Dawida Szwargi polega głównie na... szwargotaniu, czyli mówieniu językiem, którego nikt nie rozumie. Trener gdynian ma swój świat i swoje korporacyjne słowotoki machinalnie wykute na blachę na kursie Deductora, jest wierny swoim rozwiązaniom taktycznym, ale ciężko oprzeć się wrażeniu, że nie ma żadnego pomysłu, jak utrzymać Arkę w lidze. Żółto-niebiescy w dwóch ostatnich meczach wyjazdowych legitymują się bilansem bramkowym 0:8, a w całym sezonie - 1:16. Nie da się obronić Ekstraklasy dla Gdyni, zbierając łomot wszędzie poza swoim boiskiem. Skala paraliżu Arkowców w delegacjach nie jest wytłumaczalna w sposób logiczny. Tak grający gdynianie są faworytem do pożegnania się z elitą. Czas wymówek się skończył - można zasłaniać się słabą personalnie kadrą, miernymi transferami, jednym czy drugim błędem indywidualnym. Ale kiedyś wreszcie trzeba wziąć na siebie chociaż część odpowiedzialności, a nie tylko o tym gadać na konferencjach prasowych, zasłaniając się wiecznie wszystkim dookoła. Występ Arki przy Słonecznej był katastrofalny. Nigdy więcej takiego dramatu. Za tydzień w sobotę o 14:45 żółto-niebiescy podejmują w Gdyni Piasta Gliwice.
Jagiellonia Białystok - Arka Gdynia 4:0
Bramki: Lozano 16', Sylla 57', Pululu 66' i 70'
Jagiellonia: Piekutowski - Pozo, Vital, Pelmard, Wdowik (75' Polak) - Prip (58' Wojtuszek), Romańczuk, Lozano (58' Flach), Imaz, Pietuszewski (82' Jackson) - Sylla (58' Pululu).
Arka: Węglarz - Zator, Hermoso, Marcjanik - Navarro, Jakubczyk (75' Sidibe), Nguiamba (61' Vitalucci), Kerk, Kocyła (75' Gojny) - Rusyn (61' Perea), Espiau (75' Sobczak).
Żółte kartki: Romańczuk - Nguiamba.
Sędzia: Karol Arys (Szczecin).
Frekwencja: 18 607.