Arka Gdynia - KS Nieciecza 2:4 (Jagiełło 20', Calderon 75'k - Kupczak 27', Drozdrowicz 65' 86', Paluchowski 84')

Arka: Jakub Miszczuk - Glauber Souza Couto, Michał Marcjanik M, Krzysztof Sobieraj, Marcin Warcholak - Antoni Łukasiewicz (72' Marcus da Silva), Michał Nalepa M - Aleksander Jagiełło M, Bartosz Ława, Paweł Wojowski M (66' Antonio Calderon) - Grzegorz Lech (80' Michał Szubert)

Nieciecza: Sebastian Nowak - Patryk Fryc, Jakub Czerwiński, Bartosz Kopacz, Dariusz Jarecki - Mateusz Kupczak, Dawid Sołdecki (62' Krzysztof Kaczmarczyk) - Bartłomiej Smuczyński M (89' Dawid Kamiński M), Tomasz Foszmańczyk (82' Adrian Paluchowski), Jakub Biskup - Emil Drozdowicz

Żółte kartki: Nalepa, Wojowski, Łukasiewicz, Sobieraj - Maslo, Kupczak

Sędzia: Jarosław Rynkiewicz (Zielona Góra)

Widzów: 3212

Trener gości po meczu był kolejnym, który pochwalił Arkę za dobry mecz. Robili to jego poprzednicy, ale efekt jest taki sam - Arka pozostała bez punktów i po tej kolejce zakopie się w strefie spadkowej I ligi. W tym momencie należy sobie zadać pytanie, czy można którykolwiek zespół chwalić, gdy traci na własnym stadionie aż cztery bramki? Dzisiaj dodatkowo przeszkodził fatalny bramkarz, który wypuścił piłkę z rąk w najprostszej sytuacji chwilę po wyrównaniu przez Arkę stanu meczu. Ciężar straty punktów w równej mierze co zespół powinni wziąć na swoje barki działacze, którzy kolejny sezon z rzędu utrzymują tak słabego golkipera w kadrze oraz którzy dobrali tych, a nie innych zawodników.

Mecz zaczął się dość monotonnie, ale gdy Arka przyspieszyła, już po kilku minutach wyszła na prowadzenie. Glauber ładnie zacentrował do rozgrywającego niezłe zawody Lecha, a ten uderzył w poprzeczkę. Na miejscu był już z dobitką Jagiełło i dał Arce prowadzenie. Na pewno w tym momencie Olek miał przed oczami sytuację z Ząbek, gdy z niemal identycznej odległości trafił w bramkarza. Tym razem był już bezbłędny. Niestety, po raz kolejny Arkowcy nie wytrzymali z przewagą bramki nawet dziesięciu minut. Nieciecza wykonywała stały fragment gry, a mocno wstrzelona piłka padła łupem Kupczaka. Co najmniej dwóch Arkowców mogło tę futbolówkę wybić, lecz nikt tego nie uczynił i pomocnik gości okazał się najsprytniejszy. Jeszcze przed przerwą mógł podwyższyć Biskup, ale uderzył w nogi Biskupa i do przerwy mieliśmy zasłużony remis.

Przed meczem dyżurny pesymiści (a może realiści?) przypominali nazwisko Drozdowicza. I faktycznie - napastnik Niecieczy w drugiej połowie po raz kolejny mógł na tym stadionie cieszyć się z gola. W 65 minucie trafił po stałym fragmencie, a tuż przed końcem wbił Arce gwóźdź do trumny. W międzyczasie nastąpiły jednak prawdziwie szokujące zwroty akcji. W 75 minucie po rzucie rożnym Ławy piłka trafiła w rękę Czerwińskiego i sędzia bez wahania wskazał na wapno. Jedenastkę spokojnym strzałem w środek bramki zamienił na wyrównanie Calderon. Stadionem wstrząsnęła euforia, widać było, że zawodnicy uwierzyli w powodzenia misji "zwycięstwo". I gdy wydawało się, że to Arka jest tutaj bliżej kompletu punktów, nastąpiła prawdziwa tragedia. Miszczuk wypuścił lekkie zagranie pod nogi Paluchowskiego. Trybuny zamarły. Arka długo kusiła los trzymając tak beznadziejnego bramkarza i dziś została za to ukarana. Wielu ekspertów pukało się w czoło, widząc wątpliwe umiejętności Miszczuka, ale mimo wszystko klub, nie mogą znaleźć innego zmiennika, przedłużył z nim kontrakt. Ten gol to w największej mierze "zasługa" działaczy, którzy trzymają go drugi rok z rzędu. Rozbita Arka nie miała już nic do powiedzenia i poległa w, było nie było, fatalnym stylu 2:4. 

Na pewno po tym meczu warto zapoznać się z wypowiedzią trenera Dźwigały z konferencji prasowej. W zespole jest duże zwątpienie i nie będzie zaskoczeniem, jeśli w poniedziałek zapadną pewne decyzje. Pytanie, czy działacze posypią głowy popiołem, czy ofiarą fatalnych wyników zostanie jak zwykle trener?