Arka Gdynia - Zagłębie Lubin 1:1 (Bożok 50' - Marcjanik (s) 24')

Arka: Konrad Jałocha - Damian Zbozień, Michał Marcjanik, Dawid Sołdecki, Marcin Warcholak - Antoni Łukasiewicz, Adam Marciniak - Marcus Da Silva (87' Rashid Yussuff) - Mateusz Szwoch, Miroslav Božok (78' Adrian Błąd) - Dariusz Zjawiński (74' Rafał Siemaszko)

Zagłębie: Martin Polaček - Jakub Tosik, Ľubomír Guldan, Jarosław Jach, Đorđe Čotra - Arkadiusz Woźniak (68' Ján Vlasko), Jarosław Kubicki, Łukasz Piątek, Filip Starzyński, Łukasz Janoszka (86' Krzysztof Janus) - Michal Papadopulos (77' Martin Nešpor)

Sobotnie starcie zapowiadano jako mecz najlepszej ofensywy ligi (Arka) z najlepszą obroną (Zagłębie). I chociaż mecz miał różne fazy, to po zmianie stron kibice faktycznie obejrzeli wściekły napór Arki na dobrze zorganizowaną defensywę gości. Remis nie krzywdzi żadnej ze stron, chociaż to żółto-niebiescy mogą mówić o małym niedosycie. Kibiców Arki powinien cieszyć fakt, że nasi zawodnicy jak nikt inny w tym sezonie zdominowali Zagłębie, momentami spychając klasowego rywala pod samą bramkę. Bohaterem meczu został Martin Polacek, który w kilku sytuacjach bronił wręcz niewiarygodnie.

Oba zespoły podeszły do siebie z należytym respektem. Sytuacja w tabeli wskazywała, że mecz będzie zacięty i tak też było do pewnego momentu. Niestety, w 24 minucie Arka przekonała się o sile stałych fragmentów gry, bitych przez Filipa Starzyńskiego. Reprezentant Polski, który był dziś nieco w cieniu Mateusza Szwocha, dorzucił bardzo dobrą piłkę na przedpole gdyńskiej bramki, gdzie pechowo interweniował Michał Marcjanik, pokonując własnego bramkarza. Oczywiście nikt nie obwiniał młodego stopera o straconego gola, bo miał w tej sytuacji ogrom pecha. Wydawało się, że w interwencji przeszkodził mu nieco Damian Zbozień, walczący pod nosem Marcjanika z Łukaszem Janoszką. Arka spróbowała przed przerwą doprowadzić do remisu, ale poza potężną bombą Warcholaka z rzutu wolnego, trudno było doszukać się innych dobrych okazji.

Kibice Arki mogli być przyzwyczajeni, że zespół dość słabo wchodził w drugą połowę gry. Tym razem było zupełnie inaczej. W 50 minucie na daleki wyrzut z autu zdecydował się Zbozień. Tym razem niefortunnie interweniował Jach, kierując piłkę pod nogi Bożoka. Kapitan Arki miał czas, by spojrzeć jak ustawiony jest Forenc i potężnym strzałem zerwać pajęczynę z bramki. Gol kolejki? Bardzo możliwe. Miro nie zwykł zdobywać wielu bramek dla Arki, ale to trafienie z pewnością doda mu pewności przy strzałach z dystansu. Jak na kapitana przystało, Słowak tym zagraniem poderwał kolegów, którzy przeprowadzili nieustanny szturm na bramkę Polaczka. Wcześniej jednak kapitalną paradą popisał się Jałocha, broniąc główkę Janoszki. W 54 minucie po kolejnym zamieszaniu w polu karnym Zagłębia, piłkę na nodze miał Marciniak. Uderzył jednak znacznie gorzej niż w Warszawie i spudłował w 100% sytuacji. W 62 minucie czujność Polaczka sprawdził Marcus, a kilka minut później próbował Zjawiński. Bez powodzenia. W 71 minucie ten sam zawodnik zdecydował się na niesygnalizowany strzał zza pola karnego. Potężna bomba zatrzymała się dopiero na słupku bramki gości. W samej końcówce piłkę meczową miał na nodze Szwoch, jednak mocno zaskoczony takim obrotem sprawy trafił z bliska prosto w bramkarza.

Niestety, żółto-niebieska nawałnica tym razem zakończyła się połowicznym sukcesem. Arka rozegrała doskonałą drugą połowę i może czuć spory niedosyt. Warto docenić sposób, w jaki żółto-niebiescy budowali akcje ofensywne, najczęściej za pomocą szybkich, krótkich podań po ziemi. To styl gry jakże odmienny od tego z 1. ligi, gdy większość akcji przechodziła często górą przy udziale Pawła Abbotta. Teraz ofensywny arsenał Arki znacznie się wzbogacił, co wróży dobrze na przyszłość. Póki co możemy ogłosić, że gdyńska twierdza jest wciąż niezdobyta. I oby tak najdłużej!